Czytając artykuły o ustawie inwigilacyjnej przypomniałem sobie, jak kiedyś, pracując w branży internetowej, możliwym rozwiązaniem było odczytywanie parametrów wywołania danej strony WWW. Począwszy od linka, który spowodował przekierowanie, poprzez parametry przeglądarki, po adres docelowy. Można powiedzieć, że z punktu użytkownika proces wyglądał prosto – wysłanie żądania wyświetlenia strony i odpowiedź do przeglądarki wysłana przez serwer. Po stronie serwera działo się więcej.
Wywołanie żądania przez użytkownika powodowało, że po stronie serwisu można było odczytać powyższe paramtetry. Informacje te można było użyć do śledzenia przejść między poszczególnymi stronami, w szczególności, gdy na komputerze odbiorcy został umieszczony tzw. plik cookie. Można sobie to wyobrazić jak przejścia między poszczególnymi punktami serwisu <identyfikator połączenia, adres strony 1, DataCzas 1>, <identyfikator połączenia, adres strony 2, DataCzas 2> itd. Serwer mógł teoretycznie także odnotowywać poszczególne kliknięcia oraz czas przebywania na poszczególnych podstronach serwisu. Tak zapisane dane mogły być pomocne przy analize statystycznej zachowań użytkowników, a także przy usprawnianiu funkcjonowania serwisu.
Moim zdaniem mamy tutaj dwa poziomy procesu współpracy – pierwszy związany z obsługą potrzeb użytkownika, który jest dla niego jawny. Drugi, który odbywał się jakby w tle, równocześnie, między komputerem/przeglądarką a serwisem WWW. Od pewnego momentu plik cookie jest “jawny”, tzn. użytkownik wie, że taki mechanizm jest wykorzystywany w serwisie, ale fizycznie nie widzi kiedy jest zapisywany i wysyłany do serwera. Pisałem o tej zmianie w osobnym wpisie.